| Kategorie: meandry życia
13 kwietnia 2011, 13:21
Dałam się nabrać na kilka miłych słów. Myślałam, że mówi szczerze. Pomyliłam się.
Jestem uwięziona w domu z kamienia i betonu. Ma sto pokoi i w żadnym z nich nie ma nawet kącika, gdzie można wytchnąć w ciszy i spokoju. Jestem bezsilna. Moc ograniczeń spowija moją duszę i ciało. Chciałabym zerwać więzi, które tak mocno trzymają. Chociaż na krótką chwilę znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie będę mogła być tylko sama ze sobą, gdzie cisza będzie tak doskwierająca, że aż uszy zabolą. Demony przeszłości ciągle wracają, demony przyszłości nie dają spać w nocy, demony terażniejszości wywołują dreszcz na skórze. Zapytałam "czy warto?". Nie umiałam odpowiedzieć. Trudne pytania nie mają odpowiedzi. Nie włączyłam światła. W mroku nie widać grymasu na twarzy. Gdy jest ciemno świat nie musi mieć kolorów, a szarość nie doskwiera tak bardzo. Może kiedyś zapalę światło. Ale jeszcze nie dziś. Mogłabym oślepnąć.
Dałam się nabrać na kilka miłych słów. Myślałam, że mówi szczerze. Pomyliłam się.
Nie ma dnia bym nie wspominała tych błękitnych oczu. Świeciły niczym niebo w piękny, słoneczny dzień. Kiedy uśmiechały się uśmiechało się w nich moje serce i cały świat. Kiedy były smutne chmury przesłaniały lazurowe sklepienie i wiedziałam już że za moment będzie padać.
W tych oczach zapisane było całe moje szczęście, wszystkie wyśnione i nigdy niewypowiedziane marzenia i pragnienia.
Nadszedł dzień, że marzenia ziściły się. Było jak w bajce. Zachłysnęłam się tym niemożliwym do wypowiedzenia szczęściem. Pragnienia duszy stały się takie po prostu moje. Pragnienia ciała osiągnęły apogeum rozkoszy.
Z czasem przybywało dni pochmurnych i mrocznych.
Potem już tylko na moment słońce przyświecało zza chmur.
Moment to za mało żeby być razem. Chwila to za krótko żeby zatrzymać siebie.
Coś pękło i już nigdy nie udało się tego posklejać.
Zawsze będę pamiętać te niebieskie oczy.
Nabroiłam.
Mam kilka dni z głowy. Nie będzie się do mnie odzywał. Wcale mnie to nie obeszło.
Lubię broić.
Zawsze uchodzi mi na sucho a on się denerwuje. Kilka dni bez rozmowy to żadna kara. To wybawienie.
Nie muszę się starać robić czegoś na co nie mam ochoty.
Egoistka ze mnie. Chyba już się nie zmienię. Po co.
Pewnie dojdzie do spotkania. Może bez adrenaliny, bez zaangażowania ale gdzie ja znajdę takiego drugiego, który wraca jak bumerang, który prawi takie komplementy, że uszy puchną i duma rozsadza kobiece ego.
Kiedyś zgubi mnie własna pycha.
Znalazła się księżniczka na ziarnku grochu. Delikatna jak płatek róży a twarda jak głaz.
Nie będę się do niego odzywać. Dlaczego? Bo nie! Kolejne dni lub tygodnie będę mu wypominać jedno zdanie, które nie spodobało się moim uszom.
Księżniczka się obraziła. Przynajmniej nie będzie musiała udawać kogoś kim nie do końca ma ochotę być.
Kara niewspółmierna do czynu ale co tam. Przecież musi coś się dziać.
Będzie chodził, przepraszał, starał się naprawić swój błąd a złośnica będzie udawać obrażoną na amen.
Ktoś powiedział kiedyś, że jestem czarownicą. Miał rację.