| Kategorie: meandry życia
11 lutego 2011, 11:32
Jestem uwięziona w domu z kamienia i betonu. Ma sto pokoi i w żadnym z nich nie ma nawet kącika, gdzie można wytchnąć w ciszy i spokoju. Jestem bezsilna. Moc ograniczeń spowija moją duszę i ciało. Chciałabym zerwać więzi, które tak mocno trzymają. Chociaż na krótką chwilę znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie będę mogła być tylko sama ze sobą, gdzie cisza będzie tak doskwierająca, że aż uszy zabolą. Demony przeszłości ciągle wracają, demony przyszłości nie dają spać w nocy, demony terażniejszości wywołują dreszcz na skórze. Zapytałam "czy warto?". Nie umiałam odpowiedzieć. Trudne pytania nie mają odpowiedzi. Nie włączyłam światła. W mroku nie widać grymasu na twarzy. Gdy jest ciemno świat nie musi mieć kolorów, a szarość nie doskwiera tak bardzo. Może kiedyś zapalę światło. Ale jeszcze nie dziś. Mogłabym oślepnąć.
Wszystkie ONE mówią, że ONI są tacy sami. Wszyscy ONI twierdzą, że ICH zrozumieć nie można.
Tylko czy trzeba się nawzajem rozumieć, żeby móc ze sobą szczęśliwie żyć? Może zamiast próbować się zrozumieć powinniśmy nauczyć się czerpać przyjemność z bycia innymi.
A potem już tylko dużo miłości i ciepła i … życie długie i szczęśliwie.
Połknęłam pastylkę i zasnęłam.
Przytuliła mnie błoga niemoc istnienia.
Szarości dnia codziennego znowu nabrały jaskrawych barw.
Widziałam tłum radosnych ludzi. Widziałam troski całego świata zamknięte na klucz.
Piękny świat bez zmartwień i brzydoty.
Najadłam się tym obrazkiem na cały kolejny dzień i kolejne dni.
Mam siłę żyć dla całego świata i samej siebie
Dostałam od Niego sms-a. Prawie miesiąc się nie kontaktowaliśmy. Myślałam, że nasza znajomość się skończyła i nie sądziłam, że jeszcze kiedyś dostanę od niego tyle ciepłych słów. Bardzo miło mnie to zaskoczyło. Czym zasłużyłam sobie na pamięć i zainteresowanie?
Sprawiam, że męskie serca mocniej biją. To niesamowite. Jestem czarodziejką męskich dusz. Chyba powinnam się z tego cieszyć.
Czasem czuję się wyjątkowo. Ale czy to szczęście? Chyba nie.
Niejeden raz próbowałam zdobyć szczęście, a kiedy już je dostawałam nie potrafiłam się nim cieszyć. Bawiłam się nim. Obrastałam w piórka ale zdobyte szczęście nie dawało już satysfakcji. Samo zdobywanie szczęścia sprawiało ogromną frajdę. Chęć dostania czegoś co na pozór wydawało się nieosiągalne. Ale cieszenie się tym co zdobyte już nie bawiło. Zdobycie oznaczało potrzebę znalezienia kolejnego celu do zdobycia. Zabawa w zdobywanie rozpoczynała się od nowa.
Wszystko co zostało zdobyte musiało zostać kiedyś odepchnięte, odrzucone. Pretekst do rozpoczęcia nowej zabawy zawsze się znalazł. A najlepszym była zawsze kolejna, lepsza bo nowa zabawka. Tylko, że oni o tym nie wiedzieli. Dla nich był wiadomy inny powód, zazwyczaj wyssany z palca.
Ile zabawek potrzebuje dziecko aby zrozumieć, że każda kolejna do nieczego wartościowego nie doprowadza? Ile wiosen musi jeszcze minąć, aby dojrzałość wzięła górę nad dziecięcym brakiem wyobraźni? Ile nieszczęść trzeba jeszcze zadać, aby nauczyć się cieszyć posiadanym szczęściem?
Kiedy juz tego się dowiem zdobędę najwyższy szczyt świata.
Zapisałam kilka słów na małej kartce papieru
Jeśłi nie zapiszę mogę zapomnieć
To ważne
Nie mogę zapomnieć